poniedziałek, 11 lutego 2013

"Ławka Schadzek"

   Dlaczego Walter Egon przechodził? Jak uczynił to po raz pierwszy?
   Odpowiedź jest prozaiczna. Nie chciał żyć dłużej w tym świecie. Bardzo. Pewnego dnia odszedł z pracy, bo nie umiał wysłać wiadomości e-mail, a szef upokorzył go za to nad wyraz - właśnie wtedy osiągnął wewnętrzne, wystarczające ciśnienie, by odnaleźć, otworzyć a może stworzyć - przejście.
   Czy się zdziwił?
   Tak, ale najbardziej zaskoczyło go owo uczucie - ni to ulgi, ni rezygnacji, które opadło go, gdy pierwszy raz rozejrzał się po Sepii. I jakby nigdy nic, siadł na ławce schadzek.
   Po południu przycupnął tam szary gołąb, by dziobnąć co nieco z pozostawionej kanapki. Szarpnięty dziobem papier sfrunął w kałużę. Granatowy atrament powoli rozpływał się w ciemnej wodzie, w której odbijała się pusta już ławka. Litery znikały. Poezja umierała.

drugie śniadanie z Anną Marią


po mojej zadymionej stronie zwierciadła
nazywasz się Barbie Turan jesteś zapomnianą matką
i niechcianą kobietą kiedy w poobiedniej porze
spotykamy się wędrując z wiadrami Aleją Pomyj
uśmiecham się do ciebie nieśmiało w nadziei że
opowiesz mi znowu o swoich porzuconych myślach
i naszyjnikach z pastylek mieszkamy

przez ścianę szare kwiaty kwitną u wezgłowi pordzewiałych łąk
chrobot z którym zbierasz je wieczorem
to nasz tajemny kod dlatego nie pozwalam ci obgryzać paznokci
w nagrodę doktor Post wypuszcza mrok piętnaście minut

później jest jesień
nad głowami przelatują teraz ptaki albo chmury karmisz je bułką
rozganiasz wierszami nawet Phill Pedo który czeka na wyrok
w izolatce jest pewien że posiadłaś tajemnicę lotu ale on jest
obłąkany nie potrafi zabić much mieszkających w szklance
nazwał je Zbrodnia i Kara jedzą mu z ręki

jest jesień rano
szron smakuje jak manna z nieba chuchamy w dłonie
żeby ogrzać w nich blaszane serca i plastikowe kubki
portier wypuszcza na spacer tylko wybranych wśród nich
ani mnie ani ciebie dobrze że pięknie śpiewa kiedy inni
zbierają posiwiałe liście my słuchamy pieśni
o nieśmiertelnej chorobie i nieuleczalnej miłości
za które przyjdzie nam zapłacić zakochani w fotelach
wchłaniamy ciepły baryton gdy nasze stopy biegną
ku sobie po posadzce z rękami na plecach

sypiemy im ukradkiem okruchy
na drugie śniadanie

                                               2010-2011 (22.05/18.09)

3 komentarze:

  1. Zawsze, kiedy czytam dobrą, bardzo dobrą książkę, tonę w niej i zawsze myślę, że to pierwszy raz, że więcej takich nie ma, że niemożliwe, by ktoś jeszcze równie piękną stworzył. Właśnie się z takiej wynurzyłam i nadal tkwię nie tu. Ale zaraz nieopatrznie kliknęłam w komputerowe słoneczko i poczułam, że ponownie nurkuję do ełckiego jeziora, tego, które jest samą tęsknotą.
    Dziękuję i proszę o więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, ale zdarzy się ból. On kamienuje myśl.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ból jest wszędzie, gdzie życie. Bez niego nawet książka nie stanie się jeziorem a ledwie miałką płycizną. Zobacz, że nawet piękno, a może złaszcza ono - też boli. Brzydota szarpie, ohyda wstrząsa, a to co piękne, bywa tak piękne, że wywołuje ból oraz tę dziwną tęsknotę za czymś - czym? Czystą doskonałością? Której nie ma.
    Podoba mi się, jak opisujesz brzydotę. Nie łagodzisz kantów a mimo to mam wrażenie, że chciałbyś przyłożyć dłoń i pogładzić? Wyczuwa się, że Ty lubisz nawet poszarzałych panów z ławek w parku Wolności, akceptujesz niedoskonałość i brzydotę, bo widzisz w niej swoiste piękno. Bolesne.
    " Kamienuje myśli"... Tak. Myśli rozbiegają się, robią uniki, albo szrpią w beznadziejnej pogoni za sensem. Ciężko to znieść, czasem lata, jeszcze trudniej opisać. Pewnie podałają temu tylko najprostrze słowa, migawki zdarzeń i odczuć. Takie coś albo zbliżone opublikowałeś wyżej. Dasz radę.
    Pozdrawiam, Piotrze - Cudaczna B

    OdpowiedzUsuń