niedziela, 13 stycznia 2013

"sztuka nazywania rzeczy"

   Jesteśmy mistrzami. My, ludzie. Z jakąż swadą i determinacją obchodzimy dookoła niewygodne sprawy, rzeczy, tematy, odgradzając się od nich murem inteligentnych metafor, dookreśleń, neologizmów. Jak kluczymy, byle tylko nie nazwać niczego wprost, po imieniu, tym, czym jest.
   Na przykład eutanazja. Ładnie brzmi. Mój znajomy to nawet chciał dać córce takie imię. Pomyślałem, że robi sobie jaja. Ale nie. Nie znał znaczenia słowa. Wyjaśniłem mu, że chodzi o odbieranie życia - przepraszam - zabijanie ludzi, którzy zbyt cierpią.
   - Dobrze, żeś mi wyjaśnił. To bym palnął - mówi. Myśli strapiony i po chwili wybucha: - Wiem! Niech będzie Aborcja!
   Westchnąłem cicho i zmieniłem kanał. Goryle. Gatunek zagrożony wyginięciem. Jak dobrze, że kochani ludzie zajęli się ich ratowaniem. Wyginięciem? A nie przypadkiem wymordowaniem, wytrzebieniem, wytraceniem, wyniszczenie, zagładą - spowodowanymi działalnością tego właśnie "ratownika". Może więcej popielniczek z łap gorylątek, może kolejną hodowlę świń dla fastfoodów w sercu dżungli, może więcej miast, turystów? Według Oenzetowskiego Programu Rozwoju KAŻDEGO ROKU wskutek działalności człowieka wymiera od 18 do 55 tysięcy gatunków. Klik!
   Uff! Ulga, coś dla ducha. Taki fajny reporter z TV1, z tym spokojnym, aksamitnym głosem, rozmawia z księdzem. Ale, zaraz! Ksiądz ma beret, a na nim dwie belki i dwie gwiazdki, coś koło tego. Bluza moro. miłość w oczach. serce na dłoni. Za nim rozmodlony rosomak.
   - Istnieje pojęcie wojny sprawiedliwej - mówi. - Gdy środki odwetu są proporcjonalne do środków ataku i wyczerpane zostały wszystkie inne możliwe środki. Wtedy każdy żołnierz może czuć się rozgrzeszony.
   To dlatego za kupę szmalu siedzą na wschodzie i walą w wioski terrorystów. To dlatego żołnierze na tych sprawiedliwych misjach szczają na zwłoki niesprawiedliwych przeciwników. To dlatego gwałcą koleżanki z własnej armii, a i kolegów, bo na bezrybiu to i rak ryba. (Przepraszam raki). Przecież Jezus, gdyby dziś chodził po ziemi, na pewno też złapałby za giwerę i pruł, jak leci. Był w końcu - przepraszam - jest sprawiedliwy.
   - Odłóż miecz - powiedział do Piotra, kiedy ten w jego obronie obciął ucho rzymskiemu wojownikowi - bo kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Nie wiesz, że gdybym tylko chciał, mój ojciec dałby mi natychmiast dwanaście legionów aniołów?
   - No coś ty, przecież to wojna sprawiedliwa - żachnął się Piotr, waląc się mieczem w kolano. W drugie ucho nie trafił, albo nie chciał, nie wiem.
   - A to sorry! - Jezus zlizał z palca krew, którą starł z obitego przez Rzymian policzka. Zacisnął szczęki i pięści. Obrócił delikatnie głowę. Czerwone słońce błysnęło na idealnym profilu.
   Znowu pilot. Żeby tak się dało ze światem.
   Gdzieś tam spłonął dom. Stara rudera, nic takiego, ale zawalając się uwięził w środku mężczyznę, zapewniając mu darmową kremację. Mężczyzna, jak czytam na płynącym pod ekranem pasku, trudnił się "zbieractwem". No! I teraz wszystko jasne. Nie ma u nas żebraków, bezdomnych, żuli, biedoty - to wszystko są ludzie trudniący się zbieractwem. I zaraz lepiej wszystko wygląda. Mam ten komfort, że nie jestem własnością samochodu i spędzam dużo czasu chodząc na własnych nogach, co z kolei zapewnia mi niezły wgląd w codzienne życie miasta. Ci wszyscy mężczyźni, kobiety, nierzadko dzieci, często trzeźwi, na emeryturach lub rentach, grzebiący w kubłach i altanach śmietnikowych, siedzący pod marketem albo kościołem, chodzący po mieszkaniach z rozpaczliwymi tabliczkami nagryzmolonymi na tekturze - to wszystko są zbieracze. To może biorący w łapę prawnicy i lekarze też po prostu trudnią się zbieractwem? Albo goście zbierający haracz, panowie odjeżdżający nie swoimi autami - też? Dzięki temu nie będzie złodziei i korupcji, a jak się dobrze popisać sztuką nazywania rzeczy, to bezrobocie zniknie...


moje miasto – mały raj

trzeba mieć jakieś swoje miejsce
bramę kutą łańcuch i psa na nim
urągał żeby noc całą, kiedy rogal
psia jucha szczerzy się, spać nie daje

płaski ekran żywopłot po pachy
i żeby tańczył po ogrodzie wąż
z łbem pomarańczowym, co rusz tryskał jadem
żeby truskawki, marchewki, fasole
ciężarne plotły ach! wody
dla wszystkich nie starczy
i tak

najlepiej jakby niedaleko droga
bita aż nieżywa i kilku sąsiadów
jeden od szachów, drugi ginekolog
las, w lesie grzyby cień stare okopy
na śmieci, ale - to ważne! byle niedaleko

talerz niech w niebo srebrną szczerzy mordę
może się zlituje i ześle anioła
stróża z grupą i połową ciała
wzdłuż albo w poprzek będzie trochę taniej

mamusia w domu rzecz jasna
opieki na zmurszałe lata życzyć jej trzeba
spokoju i ciszy i niech się
mocno trzyma sztucznej szczęki

taka niedziela zawisła na ruszcie
albo na krawacie w południowe dzwony
to by coś było wtedy lec i zniknąć
zatrzasnąć oczy zabić gwoździem pamięć
niech się w małym raju nie waży
buźka pokazać zatęchła
cegła w paluszkach
gaz w pękatych brzuszkach
ani ten kudłaty co w parku sypia
a niestety znam go, więc cisza!

ciaśniej zaciśnij łańcuch psu na szyi.

                                               2011-05-29


cdn