„PIOSENKA
O TU I TERAZ” – czytaj ruchem konika szachowego
zawsze nie
tu nigdy nie tak
jesteśmy
gdzie żyjemy jak
czujemy że musimy
być
myślimy że
pragniemy żyć
bywa że nie
dziś bywa że nie to
zdarzy nam
się co miało zdarzyć się
i wierzymy
że to nie miało przyjść
i czekamy
wciąż na kolejny dzień
a przecież
tu i teraz
rodzisz się umierasz
śnimy ten sen może to my
z nadzieją że śnimy się w
nim
nim minie noc pod inną z
gwiazd
będziemy już czekając dnia
i tak mija nam i tak mija
nas
dzień za dniem sen za snem
udajemy wciąż że jesteśmy
tu
ale kto z nas jest kogo
nie ma już
tu i teraz
rodzisz się umierasz
- - - - -
„DOTKNIJ MNIE” – o wadze słów i
przewadze dotyku.
Ile między nami słów do
powiedzenia
nie do
powiedzenia słów.
Rzecz istotną zwykle skrywa
skrawek cienia
- chętny po rękojeść nóż.
Ile między nami cisz do
przemilczenia
nie do przemilczenia cisz.
Nazbyt cicha cisza w kamień się
zamienia.
Zamiast milczeć chętnie pisz.
A
teraz dotknij mnie - dość już słów.
Dotknij
mnie dość już mów.
Dotknij
mnie – ciało nie kłamie. (x2)
Słowa
mają wagę nie do podważenia,
na
słów wagę zatem zważ.
Wiersz
między wierszami chowa sens istnienia.
Z
ważkich myśli wiersze warz.
Ile
między nami zdań do zapomnienia
do
zapamiętania zdań.
Między
nami usta. Między nami ziemia.
I
słów twardych ostra grań. (REF.)
- - - - -
Pani Creims na targowisku
buraki koper mandarynki. różowe cynie
koniecznie w gazecie. bo tak cynicznie
koniecznie w gazecie. bo tak cynicznie
jest czytać o świecie przez monokl
płatka.
pod zapach butwienia.
naciska śliwkę. dręczy kciukiem jabłko.
płaczą pomidory zawstydzone
pleśnią. Temida rynku. ślepa. zamyślona.
bo musi odejść pestka. życie z pestką.
pędrak w pokłonach umyka na skrzynkę.
liście z kapusty więdną w wielkim worze.
już po zakupach. jeszcze tylko obol
w rękę lub w usta. wszystko jedno.
- - - - -
„PIOSENKA
O MYŚLENIU” – myślę, więc jestem? Myślę, że jestem?
nie
ma nic co mogłoby
dowodzić
że jesteśmy tu
pod
żywym z drzew pod czystym z nieb
i
nie jest to żaden sen
każdy
z nas tak długo trwa
jak
krótko drga płomyczek co
oświetla
twarz gaśnie gdy
nadciąga
wiatr zimny wiatr
to
nie tak nie czerni łan
pod
złoty sierp księżyca gdy
nadzieja
w nas rośnie w nas
w
ziemię nam siać ziarno gwiazd
a mimo wszystko tak bardzo się staram
myśleć o sobie że jestem tu
Słowem (wersja śpiewana)
idę skąd bywa że i nikomu po drodze
że smród i ropucha sina uchem wylezie
taka słowem :dolina
taka słowem :dolina
krew w rurach buczy rdza gra kwiat trąć w oko pryska
co i tak choć wykol ni widu wiersza ni słychu
taka w mroku słowem :prowincja
taka w mroku słowem :prowincja
idę w trepy strachem podkute na obie nogi kuty
niosę grdyki we flaszce juchy w strzykawce pamięć
stawiam się w czas kosmatych siwizną dachów
ciężarnych kominów kiedy bywa że i nikomu
nie w porę słowem :jestem
nie w porę słowem :jestem
a tu mi twoich oczu nieba zamieć
gwiazdy w gardło strąca
piersi głazy sterczące
po palcach na łeb toczy
że runąć między warg granie
w ust żleb choćby
choćby słowem :lawina
choćby słowem :lawina
1995
-----
„KOLORYT”
– o zaglądaniu ludziom w oczy.
Nie jestem
solistą, nie śpiewam za czysto.
Właściwie
muzyka i ja
to różne
dwie rzeczy. Lecz rzecz ta mnie leczy,
bo bardziej
niż ja ją, to ona mnie zna.
Każdy ma w sobie muzykę.
Każdemu coś w duszy gra.
Byle ją wreszcie usłyszeć.
Nie jestem poetą. Co to no
to nie to.
Nie w głowie mi rym ni
rytm.
Lecz gdy czasem ładnie
ubiorę myśl w składnię
składniej się robi na
świecie tym.
Każdy ma w sobie poetę.
Każdemu wiersz w duszy łka.
Byle mieć go komu powiedzieć.
Nie jestem malarzem. Gdy
czasem marzę,
koloru i światła w tym
brak.
Lecz z mazań i marzeń, i z
szarych wydarzeń
złożony jest przecież ten
wspaniały świat.
Każdy ma w sobie koloryt.
I światło i dziwny blask.
Byle pochwycić go w po...
FRAGMENT SZTUKI
ZABAWY DZIECIĘCE
godło:
„stary niedzwiedz”
Osoby:
Karol
Anna
Tomasz, syn K. i A.
Filip
Dago
Łucja
Daria
Układ: (UWAGA! WAŻNE!) Karol i Anna to
małżeństwo. Ich syn to Tomasz. Tomasz mieszka i żyje w związku z Filipem i
Dago. Filip to jego kolega od lat dziecinnych, Dago to prostytuujący się
imigrant, który jeszcze kilka lat temu był kobietą. Cała trójka chce wyjechać i
zawrzeć trójkątne małżeństwo.
Łucja to
przyjaciółka Anny. Od czasu do czasu sypiają ze sobą. Anna się w niej kocha.
Łucja jest w kazirodczym związku z Darią, swoją siostrą, która jeszcze kilka
lat temu była mężczyzną. Teraz Daria pragnie uciec z Dago.
Karol bardzo
kocha dzieci. Przez kilka lat molestował Filipa.
1
Rozjaśnienie. Światło czerwone. Na środku,
pomiędzy publicznością wielkie łoże. Na nim skłębiona pościel. Ogólny bajzel.
Puf. Szmaty. Puszki. Bezruch. Przebudzenie. W pewnej chwili spod nakrycia
wyłazi Dago. Nago. Sięga butelkę z wodą i pije. Beka. Siada na łożu.
TOMASZ: (zrywa się)
O, boże! Która godzina?
DAGO: (sięga telefon)
Dziewiąta.
TOMASZ: (wyskakuje z łoża,
jest w bokserkach, ubiera się)
Zaraz będą.
DAGO: (przegląda telefon)
Kto?
TOMASZ: Mama i tata.
DAGO: (przegląda
telefon)
Poznamy teściów? Dlaczego nic nie mówiłeś?
TOMASZ: A kiedy ci miałem
powiedzieć? Ciągle siedzisz w robocie.
DAGO: Nie siedzę.
TOMASZ: Wiem. Ubierz się.
DAGO: Do roboty chodzisz ty. Ja zarabiam.
TOMASZ: Wiem.
DAGO: (wstaje,
gładzi Tomasza po ramieniu, całuje je)
Masz jaja, chłopie. Nie wierzyłem.
TOMASZ: Proszę cię.
Filip!
(Dago wciąga bokserki, Tomasz ściąga
nakrycie z Filipa)
Filip, wstawaj.
FILIP: Mhm…
DAGO: Znowu się naćpał.
TOMASZ: (szarpie
Filipa)
Filip!
DAGO: (łaskocze
Filipa w stopy)
Czasem myślę, że my dla niego nic nie znaczymy. Przecież bez
tych prochów to by mu nawet nie stanął.
TOMASZ: Filip. Proszę
cię. Wstawaj, zaraz przyjdą moi rodzice.
FILIP: (zrywa
się)
Twój ojciec? Nie!
TOMASZ: Umawialiśmy się.
Dziś mieliśmy im wszystko powiedzieć. Ciasto, wino, muzyka. Ma być dobrze. Dość
tej ściemy. Sami mówiliście. Dziś albo nigdy.
DAGO: Ma być dobrze…
FILIP: Ja się nie
nadaję. Mam kaca.
TOMASZ: (poprawia mu włosy)
Właśnie.
Swoją drogą, musisz skończyć z grzaniem.
Dago, pościel łóżko, otwórz okno. Wstawiam wodę i idę zmywać.
Kawy?
DAGO: Poproszę.
FILIP: Dago, nie boisz się?
DAGO: Czego?
FILIP: A jak nas wypieprzą? To ich chałupa.
DAGO: To wyjedziemy. W
Ameryce południowej nikt nam nie będzie truł. Tutaj jest gorzej niż w piekle.
Albo do Holandii.
FILIP: Nie mogę się z nim spotkać.
DAGO: Z kim?
FILIP: Z ojcem Tomka.
DAGO: Obiecałeś mu.
Będzie mu przykro. Wiesz, ile go to kosztuje.
FILIP: Wiem.
Nie mogę.
Skoczę po fajki.
DAGO: Nie palimy.
FILIP: Muszę wyjść.
DAGO: (łapie F. za ręce, patrzy mu w oczy)
Filip, o co
chodzi?
FILIP: Nie mogę.
(wyrywa się i rzyga do reklamówki)
DAGO: Ty chyba naprawdę
przeginasz. Jak nie przestaniesz grzać, to nie wiem.
FILIP: To nie to.
DAGO: A co?
(wraca T.)
TOMASZ: Wiecie co,
kociaki… Co się stało? Filip!
FILIP: Muszę wyjść.
TOMASZ: Teraz? A rodzice?
FILIP: Teraz.
TOMASZ: Ale po co? To
ważne, żebyśmy byli razem. A tata tak cię lubi.
FILIP: Przestań!
TOMASZ: Naprawdę. Kilka
razy pytał…
FILIP: Przestań!
DAGO: (patrzy przez okno)
Idą!
FILIP: Idę to wywalić.
TOMASZ: Kawa!
Co mu się stało?
DAGO: Jesteś pewien, że
to dobry pomysł?
(T. podchodzi do D., przytulają się)
2
(na boku, plama niebieskiego
światła, skulony Filip nuci drżącym głosem)
FILIP: Stary niedźwiedź
mocno śpi. Stary niedźwiedź mocno śpi. My się go boimy, na palcach chodzimy,
jak się zbudzi to nas zje. Jak się zbudzi to nas zje. Pierwsza godzina….
3
(podnosi się puf, to Łucja,
wprowadza Darię, światło czerwone)
DARIA: Ja tylko na chwilę.
ŁUCJA: Rozbierz się.
Spokojnie. Kurtka.
DARIA: Na chwilę. Tylko.
ŁUCJA: Spokojnie. Żyję. Znasz mnie.
DARIA: Znam.
ŁUCJA: (wiesza
jej kurtkę na D. i F., to wieszak)
Siadaj. Kawy, herbaty?
DARIA: Może wody. Tak, wody. Nie kłopocz się.
ŁUCJA: To żaden kłopot. Kocham cię.
DARIA: Wiem. Ja też cię kocham.
ŁUCJA: Tak?
DARIA: Tak.
ŁUCJA: (siada
obok, gładzi jej włosy)
A jak?
DARIA: Wiesz, jak.
ŁUCJA: Wiem, cholera.
Przepraszam.
DARIA: Potrzebuję forsy.
ŁUCJA: Aha.
DARIA: Pomyślałam, że
może spłaciłabyś mi część za mieszkanie po ojcu. Powiedzmy, siedemdziesiąt
procent wartości.
ŁUCJA: A gdzie ty
będziesz mieszkać?
DARIA: Wyjeżdżam.
ŁUCJA: Jak to?
DARIA: Normalnie.
Wyjeżdżam z Polski. Tu się nie da żyć.
ŁUCJA: A z czego się
utrzymasz? Przecież ty nigdy nie…
Masz kogoś?
DARIA: Pomożesz mi?
ŁUCJA: Ty ździro.
DARIA: Łucja…
ŁUCJA: Kurwa! Ty zwykła
kurwa jesteś! Czego ci ze mną brakowało?
DARIA: Nie przyszłam po
to, żeby…
ŁUCJA: Nie po to? A po
co? To trzeba było wcale nie przychodzić. Czy ty się w ogóle z kimś liczysz?
DARIA: Łucja…
ŁUCJA: A ona wie, kim
jesteś?
DARIA: To nie ma
znaczenia.
ŁUCJA: Co ty możesz o
tym wiedzieć? Zawsze robisz tylko to, na co ty masz ochotę. Czy zapytałaś mnie
kiedykolwiek, co ja o tym wszystkim myślałam. Co czułam?
DARIA: Kochałyśmy się.
ŁUCJA: Tak, ja ciebie
kochałam. I przedtem, i teraz. Ale było mi bardzo trudno. Czy ona cię zna tak,
jak ja? Wie, że jesteś facetem?
DARIA: Byłam.
ŁUCJA: Byłeś.
DARIA: Nie bądź
złośliwa. Przecież tak nie myślisz.
ŁUCJA: Nie myślę.
Wie?
DARIA: Nie. Ale mu
powiem.
ŁUCJA: Jemu? To O N ?
(zaczyna się śmiać, pada na łoże)
DARIA: (zbiera się)
Pomyśl o tym
mieszkaniu.
ŁUCJA: Wiesz, co? Tobie
się należy po prostu regularny wpierdol. I ja ci go sprawię, szczeniaku.
O, szczeniaro, pardon!
(przewraca D. na łoże, siada na
niej, obija ją)
Harowałam od rana
do wieczora, żebyś mógł sobie zrobić cipę i cycki. Dla ciebie stałam się
parszywą lesbą, bo któregoś dnia ubzdurało ci się, że już nie chcesz być
Darkiem.
DARIA: Przestań,
to boli!
ŁUCJA: Mnie też boli.
Kaprysy. Twoje zasrane kaprysy. A teraz masz kaprys, będąc przerobionym na
babę facetem, dawać dupy jakiemuś palantowi.
Kto to?
DARIA: To przez ciebie!
Złaź!
ŁUCJA: Kto to? Mów! W
tej chwili!
DARIA: Nie twoja sprawa!
Złaź!
ŁUCJA: Jak to nie moja
sprawa? Jak-to-nie-mo-ja-spra-wa?
Kto-to? Kto-to?
Kto-to?
(Ł. Spada z D., kładzie się obok)
Co przeze mnie?
DARIA: (-)
ŁUCJA: Co przeze mnie?
Daria.
DARIA: (siada na brzegu)
Taki jestem.
Taka.
ŁUCJA: Mów.
DARIA: Powiedz mi.
Zawsze spałem z tobą. Spałam. W pokoju stało drugie łóżko, ale zawsze brałaś
mnie do siebie. Dlaczego?
ŁUCJA: Dlaczego? Nie
wiesz?
DARIA: Ojciec?
ŁUCJA: Nie pamiętasz?
Naprawdę?
DARIA: Bił cię?
ŁUCJA: (milczy, po chwili)
Nie pamiętasz. A
co pamiętasz?
DARIA: Pamiętam,
jak kiedyś zrobiliśmy mu wiatrak.
ŁUCJA: Wiatrak?
DARIA: Tak. Nawtykaliśmy
mu między palce stóp kawałki gazet. „Nachlany jak świnia” mówiłaś. Pamiętam, że
chichraliśmy się wtedy strasznie. „Ale capi” mówiłaś. „Stare syry, stare syry”.
ŁUCJA: Coś kojarzę.
DARIA: Potem
podpaliliśmy te gazety. Mówiłaś, że zaraz zacznie biegać. A on nic. Machnął
tylko nogami raz i drugi. W całym pokoju śmierdziało palonymi paznokciami, a on
przez kilka dni nie mógł chodzić. Aż mu z palców złaziła skóra. Nie wiedział,
co się stało. Bałam się jak diabli, że nam wtłucze.
ŁUCJA: Chciałam cię
chronić. Musiałam.
DARIA: A dlaczego
zaczęliśmy się pieścić?
ŁUCJA: Tak wyszło. W
zabawie. Którejś nocy stary cap chrapał jak smok za ścianą, a my, jak już nas
odpuścił strach, zaczęliśmy się łaskotać. A potem coś twardego ukłuło mnie w
nogę. Złapałam…
DARIA: To było takie
szalone.
Wtedy
zaczęłaś mnie ubierać w sukienki i nazywać siostrzyczką. Po co?
ŁUCJA: Nie raz o tym
myślę. Zupełnie, jakbym starała się postawić granicę naszym zabawom.
DARIA: Nie chciałaś
tego?
ŁUCJA: Chciałam.
Nadal chcę.
DARIA: Łucja, proszę
cię.
Wiesz, to było
jak miałam gdzieś tak dwanaście lat. Tak, wtedy, gdy pierwszy raz pojechaliśmy
razem na kolonie i przez cały turnus udawałam dziewczynę. Twoją siostrę. Wtedy
cię zdradziłam.
ŁUCJA: Jak to?
DARIA: No. W grupie
chłopaków był taki Adrian. Zakochał się we mnie i całowaliśmy się na
pożegnalnej dyskotece. Potem przez tydzień się nie myłem, żeby o mnie nie
zapomniał.
Przepraszam.
ŁUCJA: Ty świnio.
DARIA: Wtedy odkryłem, że
jest mi wszystko jedno. Po prostu potrzebowałem ciepła, miłości, czułości.
Nadal potrzebuję.
ŁUCJA: Mogę ci to
wszystko dać. Zostań ze mną.
DARIA: Nie dręczy cię
nigdy sumienie?
ŁUCJA: Ciebie dręczy?
DARIA: Czasami.
ŁUCJA: Przecież cię
kocham. Na sto sposobów. Nic na to nie poradzę. Miłość nie zna granic. Czy
miłość to coś złego?
DARIA: Skąd wiesz, jak
wygląda miłość?
ŁUCJA: Czuję ją. Tutaj.
I tutaj. I tutaj.
Nie rań mnie.
DARIA: (wstaje)
Pomyślisz
o tym mieszkaniu?
ŁUCJA: Pomyślę.
(D.
wychodzi)
4
(Ł. w łożu, sama, światło niebieskie, na
koniec nakrywa się)
ŁUCJA: Idzie rak,
nieborak, jak uszczypnie będzie znak. Idzie rak, nieborak, jak uszczypnie
będzie znak.
Idzie rak,
nieborak, jak…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz