Wejrzałem w mrok. Poeta milczał.
Krzyczały brzękiem noże w wierszach.
I zapłonęła świeca pierwsza.
Cuchnęła w krąg posoka wilcza.
Serca spoczęły w jego dłoni,
drżąc niczym przerażone sługi.
Gdy dotknął płomień świecy drugiej,
poeta trwożnie głowę skłonił.
I począł znaki pleść modlitwy
co sacrum na popiołach wznieca -
błysnęło kroplą ostrze brzytwy,
gdy zapłonęła trzecia świeca.
A przy kolejnej z świec szeregu
ciemność załkała z nagłej skruchy,
co przemieniała ludzi w duchy,
na wspólnym światów tkwiące brzegu.
Tak jął się spełniać sen kapłana
o serc przemianie, sen poety -
Serc kołysanych na kolanach,
w martwym zachwycie wiecznej piety.
A gdy nareszcie błysk ostatni
rozświetlił mrok - misterium trwało,
poetę więżąc w ognia matni.
Milczał. A słowo w ciszy grzmiało.
I byłoby się tak bez końca
grzebało w mroku słów znaczenia
na szczęście Marian – nasz obrońca
przywrócił światu nieco słońca,
literom oddał nieco cienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz