czwartek, 29 listopada 2012

"człapka na myszy"

Jestem zmodyfikowany genetycznie. Na bank. Wszyscy jesteśmy. To trwa już tak długo. Mosanto. I inne gówna. Modyfikuje mnie każdy durny obraz z telewizora. Każdy sms i reklama. Modyfikują mnie politycy i nagie ciała. Breivik i Brunon K. Czy już jestem nim?
Upadają nośniki. Papierowe książki się kończą. Przestają wydawać płyty z muzyką, a nawet z grami. Pojawiają się tytuły, które można jedynie pobrać w postaci plików. Musi być nadajnik i odbiornik. Upadają nośniki. Jeżeli mój mózg jest odbiornikiem, a jakiś inny nadajnikiem, to co jest nośnikiem? Głos. Słowa. Myślimy za pomocą słów. Budujemy zwroty, zdania, nawet, kiedy dłubiemy w nosie, gapiąc się z tępym zezem w okno. Upadają nośniki. Upadają słowa. Nie da się pobrać myśli. Ściągnąć. Jeśli stracimy język, nie będziemy przekazywać myśli. Nie będziemy myśleć.
Jak opisuje świat człowiek, który rósł w dżungli i nie poznał żadnego słowa? Jak? Żachnięciem? Bólem? Odczuciem? Warknięciem? Ciosem? Jak myśli o świecie? Co jest w jego umyśle, gdy budzi się rano, a na jego czoło kapią zimne krople deszczu? A potem nagle, gdy słońce wychyla się zza szarego kłębu, tęcza przecina go na pół? Co jest w nim?
 Jestem zmodyfikowany. Ale nadal potrzebuję nośników. Dotyku drugiego człowieka. Uśmiechu. Jego ciepła i obecności. Potrzebuję słów. Chcę je słyszeć. Chcę słuchać, patrząc w oczy, prawdziwe i szklące. Potrzebuję na to czasu. Czas. Miejsce. Pauza. Zatrzymanie.
Nie chcę być dotykowy. Nie chcę być "zaczepiany". Nie chcę "odpowiadać na zaczepki". Nie chcę żyć nie wychodząc z domu. Nie chcę być mikrobem. Marionetką. Kłębowiskiem białek i DNA, istniejącym tylko po to, żeby po ziemi mogły jeździć coraz piękniejsze auta; po to, by cała ta zasrana, nic nie wnosząca technologia mogła funkcjonować.
Są rzeczy, które się nie zmieniają. Od lat. Dzięki Bogu. Albo nie.

W piwnicy zalęgły mi się myszy. To już trwa tak długo. Nie wiem, czy są modyfikowane genetycznie. Sądząc po bobkach - norma. Ale nie znam się, więc byle kupa może mnie zwieść.
W ogrodniczym pani jest bardzo uprzejma. I ładna. To dziewczyna. Może zmodyfikowana? A może nie należy wszczepiać sobie botoksu i silikonu, żeby być seksbombą lub seksbombem. Może to ja powinienem sobie fundnąć jakiś czip, dzięki któremu wszystkie kobiety będą wyglądały jak MM, faceci jak Johnny Depp, a jabłko porwane ukradkiem ze skrzynki będzie soczystą i jędrną piersią w mojej dłoni?
- Ma pani coś na myszy?
Patrzy na mnie. Podaje mi paczkę z granulatem, którym mógłbym zgasić światło połowie tego miasta. Tak sobie wyobrażam. Coraz częściej. Ma takie słodkie oczy. Tak by mogła gapić się na mnie śmierć.
- Działa? - pytam.
- Tak. Dodatkowo ma opcję mumifikacji.
No tak. Mogłem się spodziewać. Nic normalnego. Głupia mysz nie może zdechnąć jak człowiek. Będzie mumią. A swoją drogą - to dobre. Powinno się różnych znanych ludzi na koniec traktować takim specyfikiem. Tak bardzo lubimy pomniki. Można by urządzać potem procesje z takimi suszkami, coś jak topienie Marzanny. Zamiast urodzin - obnosiny, albo zasuszyny, albo mumifiny. Złapałbym takiego zasuszonego ojca pod pachy, wcisnął w specjalne nosidło i do kina, albo do pizzerii.
- To mój stary. Ostrożnie - przedstawiałbym staruszka. I nigdy już nie byłbym samotny.
Ale mój stary nie żyje. To trwa już tak długo. Nie zjadł trutki z opcją mumifikacji. Wypruł sobie żyły.
- A pułapki? Są jakieś? - Pytam. W dzisiejszych czasach spodziewam się czegoś wirtualnego, dotykowego, choćby na pilota, samopowtarzalnego, z jonami srebra, termoaktywnego, a co najmniej z opcją beatyfikacji. Totus tuus. Milknę. Przede mną, na blacie, z mrocznym klaśnięciem zwolnionej sprężyny ląduje człapka na myszy. Stara jak świat. Relikt dobrych czasów. Gdy mandarynki wnosiły w życie rozkosz i nadzieję. A za resoraka warto było stracić mleczaka.Albo dwa.
- Żadnego czipa? Dwóch rdzeni? Blutuha?
Pani-dziewczyna się uśmiecha. Cudnie. Łapie. Nie czuję się, jakbym zabawiał się w pedofila. Jestem jej wdzięczny.
- Nie. Stara, dobra pułapka.
To cud. Rzecz, która nie zmieniła się od lat. Jest pokolenie, które nie widziało jej w użyciu, a ona nadal jest, jaka była. Człapka na myszy. Genialne. Oddycham z ulgą. Świat ocaleje.
Wieczorem naciągam sprężynę w piwnicy. Ser spada. Drut wali mnie w kciuk. Super. Jeszcze raz. Zanim zabiję, zobaczę jak to jest. Jestem breiviczkiem, brunonkiem. Moja piwnica jest moją twierdzą. Na wszelki wypadek podsypuję w korytko do farb trochę granulatu. Podobno nie substancja, a ilość czyni truciznę. Jeśli dobiorę odpowiednią dawkę trutki z opcją mumifikacji i będę ją regularnie przyjmował - czy będę żył wiecznie?




www

wiem jak odnaleźć prawdę
www.alboinnegowno.pl
użyj tego linku albo
użyj linki byle
żyłę wydęło byle
z jabłka Adama trzasł
a właściwie dlaczego jabłko
skoro ani słowa
o takich duperelach
tylko kilka znaków
pomiędzy enter a escape
życie

2009

wtorek, 27 listopada 2012

"Prawdziwy facet"

Dziś zadzwoniła do mnie Ania Karasińska. Moje poetyckie zwierciadło. Dona Anna. Hodowca lirycznych gołębi. Najlepsza - znana mi - poetka w Bełchatowie i okolicy okolicznej. Dała mi kopa do dalszej pracy.
- Możesz gadać?
- Jasne.
- Przeczytałam "Prawdziwego faceta". - To moja najnowsza powieść. Dla dorosłych. Krwawa historia z pogranicza grozy, gnozy i psychozy. - Jednym tchem.
- I?
- Dlaczego przerwałeś w takim momencie? To koniec?
No tak. Dałem jej tylko pierwszą część. Jakieś 220 stron. Wiosną.
- Nie masz całości - mówię. - Mogę ci wysłać. Chcesz?
- Dawaj.Tylko ten Czaruś.
- Co: Czaruś?
- Takie dziwne imię. Ale potem się przyzwyczaiłam.

foto: Łukasz Gliszczyński  Dziękuję, Łukaszu. Jak pisał Andrzej Waligórski, "dobry lakiernik to i z ofermy zrobi Bóg wi co".

Wysłałem. Teraz czekam na odzew. Powieść ma 730 stron. Myślę o zamieszczaniu jej w odcinkach, na blogu. Jeśli znajdzie się pięć potwierdzających komentarzy - zacznę.
Aha, i mała zagadka. Jak nazywa się wiersz dla skazańca, odczytywany mu na chwilę przed wykonaniem wyroku? Będzie nagroda dla autora pierwszej poprawnej odpowiedzi.

poniedziałek, 26 listopada 2012

"dziedzictwo"

A swoją drogą fotografie, czy też bardziej fotoreprodukcje prac Bogusława Dziedzica, które stanowią poruszające tło scenograficzne w "Gabinecie luster", są świetne. W ogóle malarstwo Bogusia jest świetne. Piszę jest, bo głupio pisać o czymś co istnieje "było", choć jego twórcy już nie ma wśród nas. W przyszłym roku minie dziesięć lat. Umówiłem się z dyrektorem muzeum, Jackiem Niewieczerzałem, na zrobienie wystawy prac Dziedzica, około maja. "meaculpa" mogłaby wtedy zagrać nocny spektakl, na schodach z tyłu dworku. Obrazy rzucane byłyby na ściany. Tak mi się marzy...

niedziela, 25 listopada 2012

"poeta ze mnie bruku"

Gramy z pasji. Gramy z pasją. Po godzinach. Tworzymy własną muzykę. Korzystamy z wierszy Piotra, Grochowiaka, Gałczyńskiego. Póki co. Nasze występy to nie koncerty, to poetyckie spektakle. Pełne wzruszeń i porywającego klimatu. Do łez i do śmiechu. Prezentujemy dwa programy: "Sceny życia człowieków" w oparciu o poezję Piotra oraz "Gabinet luster", będący kompilacją wierszy Stanisława Grochowiaka.


foto: Ola Wittenberg,  "Gabinet luster" 5.10.2012

 

 

Nasz skład:

Marcin Węgrzyński - grube struny, czyli bas i kontrabas
Robert Gadecki - bębny, talerze, szczotki i - najważniejsze - "cowbell"
Dawid Rydz - gitary - różne, jedna z nich to najstarszy członek zespołu
Wiktor Rydz - biało-czarne, czyli elektryczne pianino, akordeon, melodyka
Piotr Kulpa - autor, histeryczny wokal i atletyka, organki, czasem gitara






 "Stance" to wiersz Stanisława Grochowiaka. Tu wykonanie podczas powtórnego spektaklu "Gabinet luster" w Miejskim Centrum Kultury w Bełchatowie 5.10.2012, podczas XVII Jesiennych Spotkań Teatralnych z BAT-em. Choć, nie - audio powstało podczas próby. Nagrywaliśmy wtedy (około 28.10) materiał do wysłania na Festiwal Bardów OPPA w Warszawie. No, i poszło.

ZOSTALIŚMY LAUREATAMI "ZŁOTEJ PIĄTKI" OPPA 2012!!!!

Oczywiście, jak sama nazwa wskazuje, tam graliśmy inne utwory - całkowicie autorskie. W zasadzie - moje, czyli Piotra. Ale w aranżu chłopaków brzmią one zupełnie inaczej - lepiej, niż z samą gitarą, która w moich rękach żyje własnym życiem.
Bywa, że grywam solo, sam sobie - że tak powiem - plumkam. Ale kiedy grają chłopaki, mogę po prostu przeżyć to, o czym śpiewam. O czym piszę. Wolne ręce - to komfort, za który Wam - chłopaki - bardzo dziękuję. Swoją drogą, to pyszne - móc mówić do was: chłopaki!